piątek, 19 lutego 2016

WRÓCIŁAM

Witam po (hmm) dość długiej przerwie!
Miął chyba z rok od ostatniego posta... Wiem, wiem zawaliłam. Ogroooomnie dużo się w moim życiu zmieniło od tego czasu. Razem ze mną zmienił się profil czytanych przeze mnie książek. Ostatnio staram się czytać jak najwięcej klasyki, ale przeplatam to z wszystkimi innymi gatunkami. Jedyne, co już całkowicie mi się przejadło, to antyutopia. Niestety, na mojej oczekującej na przeczytanie półce, zalega jeszcze trochę tych historii. Przygotujcie się więc na niezbyt pochlebne posty.
Jeśli wytrwałeś tu ze mną przez cały ten czas, to pewnie zauważyłeś, że zmienił się wygląd bloga. Jest teraz dużo bardziej "mój". Wreszcie mi się (w miarę) podoba. Zaktualizowałam też zakładkę "O mnie".
Mam nadzieję, że tym razem będę trochę wytrwalsza i nie poddam się tak szybko, a w rezultacie blog trochę się ożywi. Nie ukrywam, że wielką przyjemność sprawi mi także Wasza aktywność.. Poczucie, że twoje wypociny ktoś czyta jednak daje trochę motywacji ;) Nowa recenzja już niebawem.

Miłego czytania!
Zaczytana Ania

niedziela, 1 marca 2015

Podsumowanie lutego, stosik na marzec

W lutym byłam całkiem aktywna czytelniczo. Przeczytałam 5 książek i wszystkie zrecenzowałam. 5 z nich załapało się do wyzwania GRUNT TO OKŁADKA i 4 do KIEDYŚ PRZECZYTAM. 




Jeśli chodzi o wybór książki miesiąca to był on trudny. Ostro rywalizowały "Jutro", "Michael Vey" i "Kręte ścieżki", ale ostatecznie...

Najlepszą książką w tym miesiącu był "Michael Vey. Więzień celi nr 25" - Richarda Paula Evansa!

W marcu raczej nie będę miała zbyt dużo czasu na czytanie. Jak zwykle wybrałam książki, które najlepiej wpasowują się do podjętych przeze mnie wyzwań:



  • "Cztery" - Veronica Roth
  • "Na zakręcie" - Nicholas Sparks
  • "Na ratunek" - Nicholas Sparks
  • "Morze potworów" - Rick Riordan
  • "Love, rosie" - Cecelia Ahern

Co sądzicie o moim marcowym stosiku? Czytaliście już którąś z tych książek?

piątek, 27 lutego 2015

"Kręte ścieżki" - Richard Paul Evans





Tytuł: Kręte ścieżki
Autor: Richard Paul Evans
Rok wydania: 2012
Seria: Dzienniki pisane w drodze #3
Wydawnictwo: Znak
Liczba stron: 264
Moja ocena: 8/10
Zjęcie okładki: empik.com






To już trzecia część przepięknej serii dzienników opisujących niezwykłą wędrówkę człowieka, który nie mając już nic do stracenia wyrusza w podróż. Jego celem jest przejście Stanów Zjednoczonych pieszo. Powoli dzięki tej włóczędze na nowo odnajduje siebie i docenia swoje, wydawałoby się, beznadziejne życie.

W tej części autor skupia się na przebaczeniu. Pierwszą przygodą która spotyka wędrowca - Alana, jest idąca za nim i błagająca o rozmowę matka jego zmarłej żony. Od zawsze słyszał o niej jedynie negatywne rzeczy. Zostawiła ona jego żonę z samym ojcem, gdy ta była jeszcze mała. Przed opuszczeniem rodziny zdecydowanie nie była też dobrą matką. Alan uważa ją za sprawczynię wielu cierpień w życiu jego ukochanej. Już wysłuchanie tej kobiety musiałoby być dla niego wielkim aktem miłosierdzia. Ale kobieta wytrwale za nim podąża, prosząc o wysłuchanie... 
Nieszczęśliwy wypadek sprawił, że Alan musiał pojechać do szpitala. Tam na jego drodze stanął Leszek. Ten poczciwy Polak bezinteresownie zajął się Alanem i oprócz pomocy fizycznej, podarował mu bezcenną lekcję życia.
Na jednym z postojów był świadkiem zjazdu dam ze Stowarzyszenia Czerwonych Kapeluszy. Jest to stowarzyszenie starszych pań pragnących czerpać z życia do samego końca. To bardzo pozytywny wątek, który oczywiście także zmieni coś w myśleniu Alana. 

Wszystkie te osoby i wiele innych, które spotyka Alan uczą go jak zacząć od nowa, docenić życie i najważniejsze - przebaczyć. Autor bardzo szczegółowo opisuje dzieje Alana. Wiemy co dokładnie każdego dnia jadł, gdzie spał, co widział. To powoduje, że łatwo możemy wczuć się w klimat jego podróży i przeżywać ją razem z nim. Dodatkowo poznajemy urok USA, gdyż każde z mijanych przez niego miejsc jest szczegółowo opisane. Książkę, oceniam pozytywnie z każdej strony. Jeśli nie macie możliwości przeczytania wcześniejszych części to nie jest to wielki problem. Zdecydowana większość wątków będzie całkowicie zrozumiała. Gorąco polecam!

Miłego czytania,
Zaczytana Ania

"Idąc przez życie, obrastamy w urazy i pretensje, które przywierają do naszej duszy niczym rzepy do skarpetek piechura. Ci "pasażerowie na gapę" z początku mogą się wydawać niegroźni, jednak z czasem, jeśli nie przystaniemy i się od nich nie uwolnimy, jest ich coraz więcej i stają się brzemieniem dla naszej duszy."

Książka bierze udział w wyzwaniu GRUNT TO OKŁADKA.

poniedziałek, 23 lutego 2015

"Michael Vey. Więzień celi nr 25" - Richard Paul Evans






Tytuł: Michael Vey. Więzień celi nr 25
Autor: Richard Paul Evans
Rok wydania: 2013
Seria: Michael Vey #1
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Liczba stron: 400
Moja ocena: 8/10
Zdjęcie okładki: merlin.pl








Do tej pory  Evansa kojarzyłam wyłącznie  z książkami dla starszych czytelników, najczęściej skupionych na miłości i niosących głębokie przesłanie. Ta książka jest zupełnie inna. Już z okładki dowiadujemy się, że to książka dla młodzieży. Mówiąc zupełnie inna, nie miałam na myśli tego, że ona nie niesie ze sobą wartości, bo niesie, ale nie są one na pierwszym planie. Autor pisząc do młodzieży, na szczęście, nie przesadził z przesłaniami moralizującymi. Evans świetnie sprawdził się w pisaniu z perspektywy nastolatka. Naprawdę dobrze się to czytało. 
Książka opowiada o Michaelu - 15 latku. Nie jest on zbyt popularny w szkole, wręcz nikt go nie zauważa. Jego jedynym przyjacielem jest otyły, ale bardzo sympatyczny kujon. Chłopak ma zespół Tourette'a. Większość ludzi kojarzy tę chorobę z nie kontrolowanym przeklinaniem itp., ale okazuje się,  że nie zawsze tak to wygląda. Michael w sytuacjach stresowych, mruga... no i czasem głośno przełyka ślinę. Niby nic, a jednak ludzie w szkole zwracają na to uwagę i go wyśmiewają. Michael jest prześladowany przez grupę szkolnych osiłków, która pewnego dnia oskarża go o zakablowanie dyrektorowi szkoły o tym, że wsadzili go do szafki. Michael został porządnie poturbowany. Całe zdarzenie obserwowała Taylor, dziewczyna w której od zawsze kochał się Michael, gwiazda szkoły i świetna cheerleaderka. W momencie, w którym Michael miał zostać pozbawiony spodni, nie wytrzymał i pokazał swoją skrywaną od zawsze moc - poraził napastników prądem. To nie było do końca dobre rozwiązanie. Mama od zawsze napominała Michaela, żeby nie ujawnił swojej mocy. Chłopak wiedział, że jest poważniejsza sprawa niż tylko jego dziwactwo. Wcześniej musieli przeprowadzać się do innego stanu, z powodu jego mocy. Po tym zdarzeniu Tylor zaczyna się interesowacć chłopakiem. Okazuje się, że mają coś wspólnego.
Mnie osobiście ta książka ogromnie się spodobała. Akcja jest bardzo dynamiczna, wprost nie można oderwać się od czytania. Bohaterowie są wyraźnie wykreowani. Ale, nie jest to zwykła książka dla młodzieży z szybką akcją. Jak już mówiłam Evans dał tam swój charakterystyczny element i książka zawiera przesłanie o wartościach ważnych, w tym przypadku dla młodego człowieka. Możemy wyczytać o ogromnej odwadze, chęci dążenia do prawdy, miłości do rodziców i lojalności. Wciągnęła mnie na tyle, że po przeczytaniu ostatniej strony od razu chciałam sięgnąć po kolejną część. Na szczęście została już przetłumaczona, mam nadzieje, że w najbliższym czasie trafi w moje ręce.

Miłego czytania,
ZaczytanaAnia

"Po prostu jestem zmęczony tym, że wszyscy cały czas czepiają się mnie bez żadnego powodu poza tym, że mogą. Mam dość świadomości, że mógłbym ich powstrzymać i tego nie robię. Wiesz, kogo nienawidzę bardziej niż ich za to, że mnie zaczepiają? Siebie, bo im na to pozwalam. Mam dość bycia nikim."
Książka bierze udział w wyzwaniu GRUNT TO OKŁADKA.

czwartek, 19 lutego 2015

"Rywalki. Książę i gwardzista" - Kiera Cass





Tytuł: Rywalki. Książę i gwardzista
Autor: Kiera Cass
Rok wydania: 2014
Seria: Rywalki - dodatek
Wydawnictwo: Jaguar
Liczba stron: 224
Moja ocena: 7/10
Zdjęcie okładki: empik.com










Zabrałam się do "Księcia i gwardzisty" z nastawieniem na naciągane przedłużenie trylogii w celu jeszcze większemu zarobieniu na bestsellerze. Pewnie z takim właśnie motywem powstała ta książka, ale o dziwo nie było to wielkie lanie wody. O ile dodatki na końcu książki nie były powalające, to historia Ameriki pisana z perspektywy mężczyzn jej życia jest naprawdę interesująca. Zabawne jakie zupełnie inne podejście mieli do niektórych spraw.
Patrzenie na całą historię oczami Maxona było przeurocze. Scena, w której Maxon po raz pierwszy spotyka Amerikę w ogrodzie była nie dość, że miejscami bardzo zabawna, to jeszcze naprawdę rozczuliły mnie przemyślenia niedoświadczonego w tych sprawach Maxona. Opowieść Maxona sięga czasu z przez eliminacji. Poznajemy jego przyjaciółkę z dzieciństwa - Daphne. Zanim poznał rywalki była to jedyna dziewczyna "bliska jego sercu".
Część pisana z punktu widzenia Aspena zawiera inny fragment tej historii. Aspen opowiada o czasie od momentu wykrycia romansu Marlee z Woodworkiem do ucieczki Ameriki do lasu po ataku rebeliantów. Opowieść gwardzisty miejscami mnie nudziła. Aspen był dokładnie taki jakim widziała go Amerika. Faktycznie kochał ją całym sercem, ale był przy tym lekko obsesyjny. Ciekawe są momenty, których zaczyna , może nie świadomie, interesować się Lucy. Od początku książki nie mogłam sie do niego przekonać. Mimo jego wielkiej, szczerej miłości do Ameriki, zawsze coś mi w nim nie pasowało. Jego opowieść to uczucie tylko pogłębiła.
Dalsza część książki składa się w krótkiego wywiadu z Kierą Cass. Autorka wydaje się całkiem miłą osobą. W sumie jej odpowiedzi nie wnoszą nic nowego, ani szczególnie niesamowitego, ale przyjemnie się to czytało. Pełna lista kandydatek wydaje mi się kompletnie zbędna... Przypadkowe nazwiska i klasy nic mi nie mówią. Jeśli chodzi o opis klas to trochę bardziej mnie to zainteresowało. Autorka w książkach pominęła zupełnie opisy niektórych klas, a takie sprostowanie daje trochę lepszy ogląd na sprawę. Następnie w książce umieszczone są drzewa genealogiczne Ameriki, Aspena i Maxona wraz z opisami relacji rodzinnych. To było umiarkowanie ciekawe. Jedynie drzewo Maxona wyjaśniło kilka spraw z książki - np. dlaczego jego ojciec był takim a nie innym człowiekiem. Już ostatnią rzeczą jest oficjalna playlista z "Rywalek" i "Elity". Spotkałam się z czymś takim po taz pierwszy w tej książce. Muszę przyznać, że ten pomysł nie jest taki zły. Autorka podała tytuły i autorów piosenek z których czerpała inspirację podczas pisania. Pod spodem dodawała także odpowiadający danej piosence fragment książki. Jej gust muzyczny nieco odbiega od mojego, ale znalazłam kilka piosenek, które mi się spodobały. Teraz słuchając ich przypominam sobie fragmenty książki pisane pod wpływem tej piosenki. Niezły chwyt autorki na zatrzymanie jej książek w pamięci.
Podsumowując, jeśli czytaliście serię "Selekcja" to nie wahajcie się przed sięgnięciem po tę książkę. 


Miłego czytania, 
ZaczytanaAnia 

"[...] ona będzie należeć do mnie. A ja będę należeć do niej. Będziemy się wspierać nawzajem. Stanie się dla mnie kimś takim, jak moja matka dla ojca: źródłem pociechy, oazą spokoju, dającą mu oparcie. Zaś ja będę mógł się stać jej przewodnikiem i obrońcą." 

Książka bierze udział w wyzwaniu GRUNT TO OKŁADKA.


poniedziałek, 16 lutego 2015

"Beta" - Rachel Cohn









Tytuł: Beta
Autor: Rachel Cohn
Rok wydania: 2012
Wydawnictwo: Czarna Owca
Liczba stron: 315
Moja ocena: 7/10
Zdjęcie okładki: https://rajzarogiem.wordpress.com



Ta książka to typowa antyutopia dla nastolatek... No, ale ja to lubię - w końcu jestem nastolatką. Jeśli szukacie czegoś z głębokim przekazem, to nie zabierajcie się za "Betę", z pewnością się zawiedziecie. Ja czytałam ją z nastawieniem na łatwą, szybką lekturę na weekend i taka właśnie była. 
"Beta" opowiada historię klona - nastolatki zamieszkującej wyspę dla obrzydliwie bogatych i wpływowych ludzi. Po wykluciu zostaje ona wystawiona na sprzedaż w jednym z tamtejszych butików. W zasadzie nie powinno się tak stać, ponieważ jest wersją beta - jeszcze nie dopracowaną, ale jej uroda jest tak niesamowita, że doktor Lusardi (twórczyni klonów) jest pewna jej szybkiej sprzedaży. I tak też się dzieje. Klony tworzone są by służyć ludziom na tej rajskiej wyspie -  Dominium. Jest tam bowiem tak sielska atmosfera, że żaden człowiek nie był w stanie tam pracować. A klony... Cóż, klony nie maja duszy. Przynajmniej tak się im wmawia. Nie odczuwają przyjemności, smutku, miłości, nie mają własnej woli. Dzięki temu, mieszkańcy Dominium mają idealną bezproblemową obsługę. Do czasu... Nasza beta - Elizja trafia do rodziny gubernatora, by zastąpić jego córkę, która wyjechała na studia. Jest tak zwanym klonem do towarzystwa. Pomaga ich synowi przygotować się na służbę wojskową, opiekuje się ich malutką córką i towarzyszy jego żonie w spotkaniach z koleżankami. Wszystko szło by gładko gdyby nie to, że Elizji zaczyna smakować czekolada. Tak, wszystko zaczęło się od czekolady :) Bo przecież klonka nie powinna odczuwać radości z powodu jedzenia. Jest tylko klonem bez własnego zdania. I tak oto rozpoczyna się typowa dla takich książek romantyczno - rebeliancka fabuła.
Jeśli lubicie taki typ literatury to z pewnością wam się spodoba. Jest to moja pierwsza książka w tym stylu, w której pojawiają się klony. Myślę, że to ciekawie urozmaica fabułę. Autorka zapoznaje nas z całym fikcyjnym światem z przyszłości. Jest wiele neologizmów, nawiązań do fikcyjnych wydarzeń z przeszłości, wszystko jest opisane na tyle szczegółowo, że wydaje się być wiarygodne i bez problemu da się w to wciągnąć. No i jest jeszcze miłość... Miłość w tej książce jest bardzo specyficzna. Niektórym się spodoba, innym wręcz przeciwnie. Według mnie dzięki tej niezbyt powszechnej formie tego uczucia, jest dużo ciekawiej. Także podsumowując, książka jest miłym czytadłem. Wartości merytorycznej nie ma prawie żadnej, ale przyjemnie się ją czyta.

Miłego czytania!
ZaczytanaAnia

"Ludzie w prawdziwym świecie [...] nie są wcale doskonałymi mechanizmami [...]. Muszą iść na kompromisy."

"Oczy, w których nie widać duszy, są przerażające dla oczu, z których dusza wyziera"


Książka bierze udział w wyzwaniu GRUNT TO OKŁADKA.

środa, 4 lutego 2015

"Jutro, kiedy zaczęła się wojna" - John Marsden






Tytuł: Jutro, kiedy zaczęła się wojna
Autor: John Marsden
Rok wydania: 2011
Seria: Jutro #1
Wydawnictwo: Znak
Liczba stron: 272
Moja ocena: 8/10
Zdjęcie okładki: lubimyczytac.pl









Powinnam sięgnąć po tą książkę już dawno temu. Czekała na mnie na półce ponad rok. Jak ja się cieszę, że w nią nie zwątpiłam i wreszcie ją przeczytałam! Jest to książka o wojnie, ale nie II wojnie światowej (całe szczęście!), tylko o wojnie jaka mogłaby mieć miejsce właśnie teraz, gdziekolwiek na świecie. Autor pisze z perspektywy nastolatki - Ellie. Muszę przyznać, że całkiem nieźle wychodzi mu odgrywanie tej roli. Nie wiem co czułabym znajdując się w jej sytuacji, ale spokojnie mogłam połapać się w jej emocjach i były one całkiem naturalne jak dla dziewczyny. Jedyne co trochę mnie drażniło to sposób opisu miłości. Był bardzo ogólnikowy. Może jestem przeczulona, ale jak dla mnie czuć było, że pisał to mężczyzna, a nie zakochana nastolatka. No ale przecież nie to było głównym tematem tej książki... Ciekawe jest także to, że akcja rozgrywa się w Australii. To bardzo urozmaiciło lekturę. Już trochę miałam dość tej Ameryki.
Historia zaczęła się wycieczką grupy nastolatków w dzikie góry. Nieświadomi niczego świetnie się tam bawili, oczywiście powstały także jakieś pary. Po powrocie zastają opuszczone domy. Ich rodziny zniknęły, zwierzęta nie żyją. Nie od początku rozumieją co się stało, ale po krótkich oględzinach zaczynają rozumieć, że wybuchła wojna. Ich kraj - Australia, wydawał się stolicą bezpieczeństwa, ale od teraz już nic nie jest pewne. Nieznany wróg najechał na ich ojczyznę. Grupa przyjaciół czuje ogromną odpowiedzialność. Ich bliscy są w niewoli. Tylko oni mogą coś zrobić. 
Historia ta porusza wiele ważnych tematów. Jak my zachowalibyśmy się w takiej sytuacji? Przyznam, że ja nie mam pojęcia. Bohaterowie książki wykazują się wielką odwagą. Wojna zmienia wszystko. Oni już nigdy nie poczują się bezpiecznie. Czy w momencie zagrożenia zasady pozostają niezmienne? Czy przemoc w obronie własnej jest usprawiedliwiona? Z tymi i wieloma innymi problemami zmierzą się ci przeciętni australijscy nastolatkowie. Może nie do końca tacy przeciętni, sytuacja w jakiej się znaleźli ukazała ich prawdziwe wartości. 
Książka naprawdę warta przeczytania. Sięgnęłam po nią z świadomością, że będzie to kolejna powieść dla nastolatek, ale to było coś zupełnie innego. Myślę, że wartościowszego. Polecam ją nie tylko młodym czytelnikom. 
Miłego czytania,
ZaczytanaAnia 

"Nie, piekło nie ma nic wspólnego z miejscem- piekło wiąże się z ludźmi. Może to ludzie są piekłem."

"Pośród śmierci nadal żyjemy..."

Książka bierze udział w wyzwaniu GRUNT TO OKŁADKA.